czwartek, 29 marca 2012

Kobieta w Czerni...


Kobieta w czerni nie jedną ma twarz, tysiące imion. 


Mówiąc o estetyce gotyckiej- chyba każda z nas nią czasami jest. Ostatnio mam niezwykłą słabość do długich spódnic, prostej, czarnej góry i koniecznie- nowy nabytek w postaci pasiatego (nie, nie czarnego;) underbusta. Zdjęć nie pokarzę, bo moją mamę dopadło paskudne choróbsko, więc nie ma mi kto aparatu pożyczyć.

Opowiem o innej Kobiecie w Czerni- ‘bohaterce’  filmu i książki pod tym samym tytułem.  Sprofanowałam seans filmowy oglądając na netbooku, ale za to z michą popcornu, który grzązł w gardle i moją połowicą, której mogłam się czepiać jak było trzeba. Bo były momenty, w których ciarki mi po plecach przechodziły. Ale nie zdradzę kiedy;)Przeczytałam sporo  negatywnych opinii na temat zakończenia, więc im bliżej końca, tym bardziej sceptycznie byłam nastawiona. I rozczarowałam się głęboko- ten film nie mógł się inaczej zakończyć! Jedno z lepszych zakończeń filmowych jakie widziałam! Czy wspominałam już, że chętnie przygarnęłabym strój tej Pani?

A na koniec uraczę Was utworem, który dawno podbił moje serce- Theatred des Vampires- Lady In Black. Inna, a może ta samy Dama w Czerni?




wtorek, 6 marca 2012

Jaramsię

Dzisiejszy post miał być zupełnie o czym innym. Ale! Dzięki kochanej Tuli (która mam nadzieję, wybaczy mi przypływ internetowych wyznań miłosnych;) zdecydowałam się na licytację pasiastego underbusta z PaperCars. Obecnie nie jest on w ofercie sklepu. 


Ale od początku- na pewnym fantastycznym forum wrzuciła link do aukcji, a ja pod wpływem impulsu zalicytowałam. Pomyślałam, a co mi szkodzi? Po dwukrotnym przebiciu mojego maksimum i zauważeniu, że jest biało- granatowy (na moim monitorze wyglądał zawsze jak czarny, a granatowy to mój ulubiony kolor;), gorset powiedział do mnie 'mamo'. Stwierdziłam wtedy, że musi być mój! Dałam takie maksimum, że się przestraszyłam. Ale cóż...Przecież nie zostawię sieroty samej, w obcym domu! Na koniec była iście epicka bitwa, z góry skazana na porażkę. W tym momencie chcę przeprosić wszystkie 7 osób, które poległy- wybaczcie, on był mój od początku;)


Hethell mówi, że się uzależnię. Ale to nie prawda! Ja...ja...<obłęd w oczach>To dopiero początek moich paperkotowych zakupów!Jak dobiję do ilości gorsetów Hethell to zgłoszę się na leczenie, do domu bez klamek. Będziecie mnie odwiedzać?;)


Zdjęcie  pochodzi pierwotnie ze strony www.papercats.pl

sobota, 3 marca 2012

Słonecznie


Parasolka- w każdym domu jest przynajmniej jedna.

Ale czy zwracacie uwagę jak wygląda? Czy ważne jest, by na głowę nie kapało, a jaki ma kolor i wzór nie jest istotne? A może oprócz tego, że chroni- ma jeszcze wyglądać?
Ile z Was ma parasolkę na letnie upały, chroniącą przed słońcem?

Przyznaję bez bicia- jestem niecodzienna. Nie wyjdę z zielonym parasolem, gdy mam fioletowy płaszcz. Kiedyś, "w dawnych czasach" parasolka była dodatkiem do kreacji. A ja, że kocham "dawne czasy" mam różne, na różne okazje. Na słońce mam słoneczne, na deszcz- przeciwdeszczowe. I długą wishlistę, gdyż te ładne, niestety kosztują...

Ta tutaj-  drewniano- papierowa, prosto z Chin. Chyba jeden z lepszych prezentów jaki otrzymałam. Dodatkowo zupełnie niespodziewanie;) Wspomniałam, że lubię parasolki, a mój dziadek, niczym magik wyciągający królika z kapelusza, pobiegł do drugiego pokoju i wręczył mi takie oto czerwone cudo;) Tego samego dnia dostałam jeszcze dwa drewniane wachlarze, ale o tym kiedy indziej.
Parasolka zachwyca czerwonym kolorem, na którym widnieje kremowy wzór z płatków. Ułożony jest w spiralę, więc podczas kręcenia- wywołuje hipnotyczne stany:) Razem z parasolką otrzymałam dwa drewniane wachlarze. od kogoś innego. I również zajmują szczególne miejsce w kolekcji. Chyba każdy ma swoje, szczególne miejsce;)

Nie doczekała się jeszcze debiutu na ulicy, mimo że jest ze mną prawie rok. powód? Moim zdaniem potrzebuje szczególnej oprawy i wachlarza do kompletu. Ten ostatni się tworzy. Póki co w mojej głowie, ale niech tylko zdobędę potrzebne materiały!

I szczerze mówiąc mam problem co do niej dobrać. Jakieś pomysły w klimacie gotycko- pin- upowym?


czwartek, 1 marca 2012

Prapoczątki...



Czyli jak to się zaczęło?


         Jeden kolekcjonuje znaczki, inny karty telefoniczne, a ja zaś wachlarze. Idealnie sprawdzają się w upalne dni, w zatłoczonych tramwajach, a nawet w pubach i klubach. W torebce mam zawsze jakiś, nie koniecznie jeden z tych przedstawionych dziś. Mogę nie mieć ze sobą błyszczyka. Ale wachlarz- zawsze. Piękno i użyteczność zamknięta w jednym przedmiocie.

      Dziś przedstawię te pierwsze, które zapoczątkowały moją kolekcję, a jednocześnie dały początej mojej pasji, czyli projektowaniu i tworzeniu tego właśnie dodatku. 

     Kilka słów o moich pierworodnych czworaczkach: Są to typowe Chińczyki, ze stelażem z plastiku, ze sztucznego materiału i z zadowalającym, lecz nie rzucającym na kolana, hafcie. Widnieją na nich motywy roślinne- kwiaty, gałązki, w tym kwitnącej wiśni, oraz zwierzęce- urocze ptaszki i motyle. Do tych najładniejszych należą wg mnie dwa- ten z góry, oraz przekrzywiony, z prawej strony. Z tej serii mam jeszcze kilka, o dużo słabszej jakości, ale o tym kiedy indziej. ;)
Do czego noszę? Te akurat do stojów codziennych, niezbyt wyszukanych. W kolorystyce zbliżonej do koloru haftu. Wyjątkiem jest zieleń, której z zasady nie noszę. Do zwykłych spodni i bluzki nie pasuje koronka, czy drewno. Te są niezobowiązujące. Użyteczne, lecz nie przytłaczające.